W
zaciemnionym pomieszczeniu – gdzie słyszalne były jedynie ciche kapnięcia wody
z dziurawego dachu o betonowy chodnik, a także świst wiatru – stała grupka osób.
Większość z nich była płci męskiej, która wyprostowana stała niedaleko jednego
z wybitych okien spośród setek w całym budynku. Z zamglonymi oczami rozglądali
się bacznie po pokoju, jakby oczekując na niebezpieczeństwo; byli gotowi na
odparcie każdego ataku. Każdy z nich okryty został czarną peleryną sięgającą
lekko przed kostkami; tak, że było widać końcówki ich skórzanych butów
zawiązywanych licznymi supłami, a także wbite w nie małe sztyleciki o krwawym
kolorze.
Gdyby
nie dopatrywać się im dłużej, nie wyróżnialiby się niczym oprócz samego uczucia
mroczności, które od nich biło. Mężczyźni byli bowiem przeraźliwie bladzi z
nieobecnym wzrokiem, zaciśniętymi ustami – jednocześnie czujni na wszystko, co
mogło wydarzyć się w każdej chwili i w najgorszych scenariuszach.
Przed
nimi, pochylając się nad jakimś brązowym, dużym, parującym o lekko zielonkawym
kolorze, kociołkiem, z książkami w ręku, stała dwójka osób. Młoda dziewczyna o
charakterystycznych włosach i idealnej sylwetce z widocznymi krągłościami w
odpowiednich miejscach oraz brązowowłosy chłopak, w podobnym wieku, jak
dziewczyna stojąca obok. Gdyby przypatrywać się im dłużej, można zobaczyć kilka
podobieństw – takie same ukształtowanie podbródka oraz jednolite wykonywanie
niektórych gestów.
Tylko
oni, dziewczyna i chłopak, nie mieli ubranych peleryn, pomimo tego jednak ich
strój składał się także z czarnych kolorów i długich, zawiązywanych butów;
słynęły one z idealnej budowy oraz podeszwy, która sprawiała, że bieg w tak
„ciężkich” butach, nie był uciążliwy, na jakiego można by podejrzewać.
–
Jesteś pewna, że dasz radę to sama zrobić? – zapytał chłopak swojej
towarzyszki, po raz kolejny nieufnie patrząc na porozrzucane kartki obok
kociołka, które zostały co chwilę sprawdzane i czytane przez dziewczynę, aby
tym samym odkryć coraz więcej tajemnic i dziwnych przepisów na czarnomagiczne
eliksiry i zaklęcia.
Dziewczyna
prychnęła głośno, nawet nie poświęcając mu dłuższej uwagi oprócz lekceważącego
przewrócenia oczami na znak zażenowania zadanym pytaniem.
–
Nie mam nic do stracenia. Albo zrobię to teraz, albo nigdy. Drugiej szansy nie
będzie, jakkolwiek byśmy się o to nie starali. To nie pieprzona gra
komputerowa, gdzie posiadasz kilka żyć , a gdy coś się nie uda, możesz zacząć
od nowa, bracie. To prawdziwa walka o przetrwanie. I o walkę nad śmiercią.
Gdy
wreszcie znalazła poszukiwane przez nią zaklęcie, uśmiechnęła się szeroko,
wskazując je swojemu towarzyszowi, który tylko na ten gest pokiwał z
politowaniem głową, jednocześnie z lekkim, prawie w ogóle nie widocznym, zmartwieniem
na twarzy.
Owszem,
miał cel w tym, co miało się zaraz zdarzyć. Obawiał się jednak, czy to na pewno
się uda, a jeśli tak – jakie konsekwencje to przyniesie. Każda sytuacja,
wydarzenie, niesie za sobą skutki – trzeba przyjąć do wiadomości, że czasami
będę one dobre, a czasami nie.
A
zwłaszcza pogrywanie z czarną magią, przodkami i samą Śmiercią nie może być tak
po prostu przez wszystkich zignorowane, zwłaszcza przez nadnaturalne siły. To
jak poruszenie całego świata tylko po to, aby zdobyć swój cel.
Chłopak
sądził, iż siostra przesadza z całą swoją zemstą, ale zachował te myśli dla
siebie. Wiedział, jak szybko potrafiła się zdenerwować, a raczej chciał uniknąć
tego, kiedy pod wpływem negatywnych emocji coś przypadkowo pozmienia w zaklęciu
czy eliksirze, który następnie miałby katastrofalne skutki w jego użyciu. Poza
tym, była bardzo pamiętliwa i nigdy nie zapominała o wyrządzonych jej krzywdach.
Nosiła je głęboko w sercu – najlepiej zakorzenionym miejscu. I pilnowała tej
„sfery” jak żadnej innej.
Uczucia
budują, prawda. Ale uczucia też rujnują.
Dziewczyna
pochyliła się nad kociołkiem, wlewając po kolei różne probówki, które leżały na
podłużnym stole po jej lewej stronie. Były one różnego koloru: czarny, zielony,
żółty, różowy, niebieski, fioletowy oraz brązowy. Jedna z nich, którą dodała na
samym końcu, była koloru ciemnej czerwieni. Zanim została wlana do dużego
kotła, towarzyszka jeszcze raz spojrzała na chłopaka obok, pytając:
–
Jesteś na sto procent pewny, że to jej krew?
W odpowiedzi jedynie pokiwał głową.
Wszystkie składniki zostały dodane. Teraz
wystarczyło wypowiedzieć zaklęcie.
Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, zauważając,
że tajemnicze postacie lekko ożywiły się na myśl, że zaraz spełni się ich cel,
na który tak długo pracowali. Na który ich rodzina poświęciła tak dużo czasu.
Na który musieli zjednoczyć się w tej chwili, pomimo wielu uraz z niektórymi
rodami; tylko po to, aby ziścić swoją zemstę.
Z niepewnością pochyliła się nad kociołkiem,
jednocześnie biorąc głęboki wdech. Wiedziała, że teraz to ona miała spełnić swój
obowiązek, swoją część gry i za wszelką cenę chciała ją wypełnić należycie. W
dalekiej podświadomości bała się jednak, że może się to jej nie udać. Czary,
wykonywane teraz przez nią, były naprawdę trudne – pochłaniały prawie całą moc
czarownika, doprowadzając czasem go nawet do śmierci.
Wiedziała doskonale o tym, że tylko naprawdę dobra i
doświadczona czarownica powinna się za nie brać. Nie była pewna, czy takie
cechy można jej dopisać, z drugiej strony nie miała nic do stracenia. Gdyby nie
wypełniła swojego przeznaczenia, przeznaczenie dopadłoby ją.
Życie mówiło "1:0" dla mnie, ale ona
chciała to wyrównać.
– Transform sanguinem, vitam nobis fuerunt. Suscipe sacrificium, libera nos de morte. Et
portantium onera suorum, libera nos a viris perniciem. Interfecisti omnes inimici nostri, ut
salvet nos.*
– Transform sanguinem, vitam nobis fuerunt. Suscipe sacrificium, libera nos de morte. Et
portantium onera suorum, libera nos a viris perniciem. Interfecisti omnes inimici nostri, ut
salvet nos.*
***
Gdy tylko spojrzałam w stronę schodów, przenikliwe
spojrzenie dotarło do mnie, dokładnie mnie lustrując i oceniając. Średniego
wzrostu blondynka o lekkich falach na końcówkach włosów, spoglądała na mnie, aby
następnie zadać pytanie Klausowi, który nadal trzymał mnie w ciasnym uścisku.
– Mogłeś sobie darować panienki na dziś, Niklaus,
mówiłam ci przecież, że zapraszam dzisiaj kogoś do nas – mruknęła
niezadowolona, poprawiając swoje włosy i szybko zeskakując z ostatniego
schodka, aby potem przenieść się na sofę, przy której stałam razem z
pierwotnym.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak nasze
pojawienie się zinterpretowała wampirzyca. Nie byłam pewna, czy wolałabym, aby
to była prawda. Z drugiej strony, to byłoby lepsze wyjście niż bolesna śmierć,
która mogła mnie za chwilę czekać.
Klaus tylko prychnął zirytowany, popychając mnie na
krzesło stojące naprzeciwko sofy, a obok szklanego stolika, jednocześnie stojąc
tak, aby uniemożliwić mi jakąkolwiek ucieczkę.
Byłam świadoma, że gdybym tylko jej spróbowała,
zapłaciłabym jeszcze bardziej wysoką cenę, niż jest ona teraz. Nie dość, że
Mikaelson był ode mnie silniejszy i bardziej doświadczony, to za progiem
czekała jego cała armia wampirów, która czekała na jego rozkazy. Jedno
kiwnięcie palcem, a dwudziestu wampirów rzuciłoby się na mnie w sekundę.
Siedząc na krześle, niepewnie wyginałam palce,
czekając na to, co zaraz usłyszę.
I nie pomyliłam się, głośny baryton z nutką
rozbawienia zaczął po chwili wypełniać pomieszczenie.
– No to mów, co ode mnie chciałaś. Byle szybko,
naprawdę nie mam czasu na beznadziejne, marnujące mój czas pogaduszki.
Przełknęłam lekko ślinę, zastanawiając się, jak zacząć,
aby jednocześnie nie poddenerwować wampira jeszcze bardziej, ale i sprawić, aby
faktycznie chciał mnie wysłuchać. Zirytowana blondynka przyglądająca mi się ze
znudzeniem wcale nie pomagała w tym myśleniu.
– W sumie
chciałam zapytać, czemu tu jestem. Znaczy wiem, że tworzysz armię wampirów i
tak dalej, ale… – Zastanowiłam się nad odpowiednim doborem słów. – Nie
rozumiem, po co ja muszę do niej należeć, ani czego twoja wczorajsza rozmowa
dotyczyła. A doskonale wiem, że to ja byłam jej tematem przewodnim.
Wampir przechadzał się dookoła mojego krzesła,
czasem robiąc jakieś dziwne miny i zmieniając tempo przemieszczania się.
Spoglądał teraz na mnie wyraźnie zainteresowany, chociaż nie miałam pojęcia,
czemu właśnie takie uczucie zdążyłam w nim zauważyć, skoro cała mimika jego
twarzy ukazywała naprawdę emocji. Rozbawienie, poirytowanie, znudzenie oraz, co już wcześniej zauważyłam, zainteresowanie.
– Byłaś kartą przetargową Luke’a. W zamian za twoją
przynależność do mojej armii, oddałem mu trochę swojej krwi. Jak wiesz, działa
ona lecznico, więc pewnie użył jej do uratowania komuś dupska. Bohater –
prychnął, siadając obok siostry, która w tym momencie malowała sobie paznokcie –
Nasza wczorajsza rozmowa… Spotkanie po latach i mały utarg, nic wielkiego.
Uśmiechnął się, aby następnie znów wbić we mnie
wzrok i zadać pytanie.
Ja zdążyłam w tym czasie przyswoić sobie informacje,
które uzyskałam. Rozumiałam już czemu Luke dopisał do liściku, który
otrzymałam, wstając w dzień, w którym został złamany mi kark, informację o
uzdrowieniu Madelain. Dokonał transakcji, więc dostał krew Klausa, którą potem
użył na mojej przyjaciółce. W zamian za małą próbówkę krwi musiałam się
poświęcić, oddając się w ręce Pierwotnego.
Dobrą ceną tego była świadomość, że moja
przyjaciółka żyje. Złą to, że zostałam zniewolona.
– Więc, Maggie, powiedz mi, jak naprawdę masz na
imię? – zapytał, uśmiechając się kpiąco w moją stronę i przystawiając do swoich
ust szklankę z Burbonem, którą wypił za jednym haustem.
Ja natomiast siedziałam nieobecna, zastanawiając się,
jak do cholery mógł odkryć moje małe kłamstwo.
* - Przemień krew otrzymaną, aby wyzwolenie od życia nam dała. Przyjmij nasze poświęcenie, uwolnij nas od śmierci. Wypełniając obowiązek przodków, uwolnij nas od krwiożerczej zagłady. Zabij wszystkich naszych wrogów, a nas uratuj.
***
Rozdział miał pojawić się wcześniej, ale wiecie jak to jest, gdy nadchodzi koniec roku szkolnego – istny armagedon. :)
Za kilka dni wakacje, więc postaram się więcej pisać, tym samym więcej rozdziałów wstawiać. 1/2 następnego rozdziału już mam, więc nie powinno mi zająć długo dodanie go.
Rozdział sądzę, że jest dość długi, wiecie już kto okazał się tajemniczą dziewczyną schodzącą ze schodów – Rebekah, siostra Klausa. O niej i jeszcze kimś będzie więcej w następnym rozdziale.
Ja tymczasem Was zostawiam, tych, którzy przeczytali proszę o zostawienie komentarza oraz życzę miłego wieczoru! :)
Świetny rozdział. Czekam na next i życzę udanych wakacji
OdpowiedzUsuńRozdział fajny czekam na kolejne. Udanych wakacji ��
OdpowiedzUsuńKIEDY NEXT??? Nie mogę się doczekać spotkania ❤Klausa❤ z Hope. Dodawaj kolejne rozdziały�� chce wiedzieć co dalej bd się działo z nimi.
OdpowiedzUsuńPs.Życzę dużo weny ��
Zamierzasz Kontynuować Opowiadanie ?
OdpowiedzUsuńWeronika