wtorek, 22 września 2015

Rozdział XVII


Rozdział nie był sprawdzany pod względem błędów!


Nie wiem, jak obecnie się czułam. Chyba sama do końca nie potrafiłam określić dokładnie moich uczuć, które teraz buzowały w moim umyśle. Mogłam tylko przypuszczać, że jestem zdenerwowana, zażenowana, gdy trzy pary oczu dokładnie śledziły każdy milimetr mojego ciała oraz zdezorientowana.
Nie sądziłam, że ktoś taki jak Klaus Mikaelson, posiadający z tysiąc lat może tak seksownie i pociągająco wyglądać. Na moje oko, miał z około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu i, stojąc na równi z Luke'm, wcale nie różnił się pod tym względem z nim. Jego włosy miały odcień brudnego blondu, lekko kręciły się w loki, jednak teraz starannie były zaczesane do tyłu i wzmocnione żelem. Twarz miał delikatną, jednakże odpowiednio męską, która tylko dopełniała jego wygląd i sprawiała, że wyglądał jeszcze lepiej. Posiadał także błękitne oczy, które teraz z zaciekawieniem spoglądały na mnie.
Nie był ubrany jakkolwiek wymyślnie. Ciemne botki, przylegające spodnie oraz ciemny podkoszulek – gdyby nie jego poważny i stanowczy, a także dodający władczości wzrok oraz mimika twarzy, nie wiele różniłby się od innych wampirów, które miałam okazję jeszcze chwilę spotkać.
Z zakłopotaniem stałam tam, nie wiedząc, co mam dalej robić. Nie mogłam tak sama od siebie podejść do niego i poprosił o kilka kropel jego krwi. To było zbyt niedorzeczne, a już nawet nie chciałam dodawać do moich myśli tego, jakim potężnym wampirem i wilkołakiem jest Klaus. Bo tym właśnie była hybryda.
Niepewnie stąpnęłam z nogi na nogę, gotowa podejść do niego i się przedstawić. Nim jednak zdążyłam zrobić jeden krok, wampir sam podszedł do mnie, aby chwycić moją dłoń i ją lekko ucałować. Speszyłam się delikatnie na ten gest, raczej nie stosowano w dzisiejszych czasach takich sposobów witania kobiet, jednak, biorąc pod uwagę to, że Mikaelson urodził się kilka epok dalej niż ja, dla niego to musiało być całkiem normalnie – a tym bardziej przypadające szlachcicowi, którym zapewne w przeszłości był.
Mogłam kątem oka zauważyć, że Luke tylko przekręca z politowaniem oczami, aby po chwili na jego twarzy zagościł dziarski uśmiech. Ciekawe, czy będzie taki dziarski, jak Klaus skopie mu dupę...
Coś jednak mnie niepokoiło. Zupełnie nie wiedziałam co, jednak miałam wrażenie, że pierwotny wampir nie jest mi taki daleki, jak mogłoby się wydawać. Poza tym... zapach... Był on zadziwiająco znajomy.
I nie, to nie perfumy. Luke ma inne pojęcie słów "ładnie i odświeżająco pachnieć".
Pojęcie te oznacza dla niego głównie "żyjmy tak jak Adam i Ewa, nie używajmy dezodorantów i perfum, trzeba być naturalnym!". Co, rzecz jasna, nie do końca łączyło się z aprobatą innych. A tym bardziej aprobatą pod względem zapachu.
– Klaus Mikaelson. Miło mi panią poznać.
Nawet nie chciałam wiedzieć, jak wygląda teraz moja twarz. Mogę jedynie podejrzewać, że spokojnie było widać na niej +100 C gorąca, za co byłam sama na siebie wściekła. Nie lubiłam się po prostu poniżać, a zwłaszcza w takiej sytuacji.
Odchrząknęłam, aby potem uśmiechnąć się lekko z zakłopotaniem.
Gdy już miałam odpowiadać, pojawiła się jedna kwestia: jak mam się do cholery przedstawić? Ostatnie kilka minut udawałam niejaką Maggie, a teraz... czy to bezpieczna opcja? Czy Klaus, będący tak "starożytnym" wampirem, nie miał zdolności wykrywania kłamstw?
Cóż, w takim razie Luke będzie tym, który będzie się musiał tłumaczyć.
– Maggie Creatley. Masz naprawdę piękną posiadłość.
Nie wiem nawet, czemu to powiedziałam, ale na pewno nie dlatego, aby się mu przypodobać. Byłam nawet zbyt przerażona, aby to robić; po prostu naprawdę było w jego mieszkaniu coś, co sprawiało wrażenie tajemniczości, ale tej pozytywnej. Tej, którą chce się odkrywać.
Klaus tylko pokiwał z uśmiechem głową, aby raz jeszcze mocno spojrzeć w moje oczy, a następnie odwrócić się w stronę mojego dzisiejszego kompana.
– A więc Lucasie, co cię do mnie sprowadza po tak wielu latach tchórzostwa? Mam nadzieję, że masz jakieś dobre wytłumaczenie lub...
Nawet nie zdążył dokończyć, kiedy wspomniany wampir znalazł się przy mnie, łapiąc mocno za łokieć. Jego uścisk był bolesny, ale jego postawa zdziwiła mnie na tyle, że w obecnej chwili zdołałam się tylko na rozwarte usta i pytające spojrzenie, a także zupełnie pusty umysł. O co mu chodzi i co on robi?
– Lub propozycję. Tak, wybieram tę opcję. Widzisz, słyszałem, że stwarzasz nową armię swoich poddanych do walki z czarownicami... Tak się składa, że mam kogoś, kto do tego się idealnie nadaje.
Nie miałam okazji się nawet odezwać, gdy pałeczkę przejął Klaus, który najpierw roześmiał się gardłowo, a następnie usiadł na kanapie, biorąc do ręki szklankę z, jak sądzę, alkoholem.
– Znowu wracasz do handlu wymiennego ludźmi, co?
– Ona nie jest człowiekiem. To po prostu kolejny wampir, który idealnie nadaje się na twoją tarczę. Chcesz mieć oddanych ludzi, którzy pójdą na całkowitą rzeź tylko po to, aby chronić ci dupę? Ona taka będzie. Odda za ciebie życie, jeśli będziesz właśnie tak chciał. Jest niepozorna, fakt, ale to właśnie takie osoby w obliczu zagrożenia pokazują, na co naprawdę je stać. A ty potrzebujesz takich tarcz.
Co chwilę przeskakiwałam wzrokiem z Luke'a na Klausa, zupełnie nie rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Nawet nie zauważyłam, że Marcel już dawno się zmył i nie ma go w pomieszczeniu, w którym jesteśmy.
Miałam milion pytań. Jaka tarcza? Jakie oddanie życia? C-O?
Czy to był właśnie ten plan Coppera? Wydać mnie, zabrać lekarstwo i uratować Madi? A może nawet i tego nie zrobi, szuka korzyści wyłącznie dla siebie?
Moja głupota nie znała umiaru. Jak mogłam tak łatwo zaufać osobie, którą nawet nie znałam? A, co lepiej, takiej, która próbowała mnie zabić, i, co by mało nie było, zagrażała także moim przyjaciołom!
Prawdopodobnie to była tylko nadzieja. Ta cholerna, zgubna nadzieja, którą trzymamy się do końca. A przy jej końcu nie ma nic. Spadek. Otchłań. Nic.
Trzymałam się jej ze względu na zdrowie Madelain. Zupełnie zapomniałam o zdrowym rozsądku, a tym bardziej o tym, że problem z jej życiem wyszedł właśnie z inicjatywy Luke'a! Może nawet wszystko, co mówił, było kłamstwem, a krew Klausa nie uleczy nikogo. Ba, może Klaus nawet nie jest tym kimś, za kogo go uważałam. Może to normalny dawny kumpel Coppera, który ma z nim niezałatwione interesy.
Ale ja byłam głupia!
Wyrwałam się z uścisku Luke'a, aby następnie go zaatakować, ale nie udało mi się to, bo nagle zostałam przyparta do zimnej powierzchni za mną, która okazała się ścianą. Oddychałam spazmatycznie, nie wiedząc co dokładnie się stało. Przede mną, dosłownie pięć centymetrów od mojej  twarzy znajdowała się twarz Mikaelsona, który z otwartymi wargami chuchał w moją twarz, najwyraźniej ciesząc się z mojej dezorientacji.
Nim cokolwiek zaczęłam działać, znów mi przerwano.
Oh, czas poćwiczyć refleks, mrs. Hope.
– W takim razie moja nowa tarcza będzie nieco za seksowna. To mi się nawet podoba. – Udało mi się tylko wydać krótki jęk, kiedy docisnął swoją rękę, przerażająco wielką, na moje gardło i je lekko zacisnął. – Lucasie, przypomnij mi, co jestem ci winien w zamian?
Usłyszałam tylko lekki śmiech z mojej prawej strony, następnie zadziorny uśmiech pierwotnego, aby potem poczuć okropny ból i brak czucia w nogach. Runęłam na ziemię, głową uderzając o beton, która była lekko przekrzywiona, jakby źle komponowała się z szyją.
Ah, no tak.
Skręcili mi kark.
Fajny początek znajomości.
Zajebiście.




***

Powinnam przeprosić, chociaż i to byłoby za słabe. Po prostu jakoś nie miałam chęci przez ostatni okres pisać cokolwiek tutaj, nie miałam na to czasu, pomysłu – powrót do szkoły znaczy mobilizacje, rozkładanie sobie planu dnia, a tym samym przypomnienie sobie o takich rzeczach, jak właśnie blog. Dlatego teraz znów jestem i nigdzie się nie wybieram! :)

Ten rozdział jest... dość specyficzny, tak sądzę. Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? :)
Luke wreszcie pokazał się z tej gorszej strony, brak romantycznego Lupe (sorrrrry), za to Kluska dużo. I go w następnym rozdziale również nie zabraknie.
Cieszę się właściwie z tego rozdziału, bo wreszcie zaczyna się coś dziać i zaczyna się nowy etap – mam rozplanowany cały plan opowiadania, a to jest ta część, którą możecie nazwać za "rozwiniętą". Teraz dopiero będzie zabawa!
Także ten, życzcie mi dużo weny i piszcie, jak podoba Wam się to, co mieliście okazje dzisiaj przeczytać.:)

10 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ!

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać reakcji Klausa na to że Maggie "Hope" to jego córka. Co do rozdziału to nareszcie dużo Klausa. Nie mogę się doczekać spotkania z resztą rodzinki. Nie mogę się doczekać nexta oraz życzę dużo dużo weny. Oraz dobrego roku szkolnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest, jest, jest! Świetny, jestem bardzo ciekawa jakie będą dalsze relacje Hope i Klausa. Czekam na kolejny rozdział i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział, nareszcie więcej Klausa. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życzę ci dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeej! Rozdział świetny:) Ciekawe jak Klaus zareaguje na wieść o tym że Hope to jego córka. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny! Czekam na więcej, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny chociaż myślałam że klaus odrazu zorientuj się że Maggie a raczej Hope jest jego córka bo chyba musi być do niego albo bo hayley jakoś podobna. Pisz dalej super opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne:) Dynamika Klaus - Hope jest super, choć nie jest to dynamika typowo rodzinna jeśli wiesz co mam na myśli

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń