piątek, 19 września 2014

Rozdział IV


    Przemierzałam korytarz szybkim krokiem, uważając, aby Luke mnie nie zauważył. Nie spoglądał się za siebie, nie przystawał ani nie wyglądał na takiego, który coś podejrzewa. Może lekcje z Madelain, które odbyłam rok temu, faktycznie się na coś przydały.
        Kiedyś ta nieznośna wampirzyca postanowiła, że nauczy mnie walczyć, gdyż to jest niezbędne w naszym życiu. Ja oczywiście uważałam inaczej, ale jej przekonać się nie da, więc w nocy, gdy ludzie spokojnie spali w swoich łóżkach nie świadomi niczego, co dzieje się nad ich głowami, trenowałyśmy. Skakałyśmy z jednego dachu na drugi, ćwicząc tym samym koncentrację na przeciwniku, równowagę oraz umiejętność rozeznawania się w sytuacji. Wielokrotnie przypłaciłam to złamaniem ręki, zwichnięciem kostki czy krwawymi ranami na ciele. O tyle dobrze, że jestem wampirem, więc zabliźniały się bardzo szybko, a problemy z kośćmi mogłam rozwiązać sama – wystarczyło, żeby umiejętnie wyrównać kość z kością. Przy silnym ręku wampira nie potrzeba chirurgów, z bólem, ale jednak, sami możemy to zrobić.
         Nie do końca wiedziałam, skąd Madelain ma tyle informacji o życiu wampira. Jej umiejętność walki była niesamowita, umiała skupić się na kilkunastu rzeczy na raz, zgrabnie i z precyzją omijała ruchy przeciwnika, nie wahała się, atakowała skutecznie. Pod koniec treningów z wyższością patrzyła na jej rówieśnika, który teraz leżał na ziemi, jąkając się z bólu. Była jednym słowem: niesamowita.
      Podobno w młodości, za czasów człowieczeństwa, uczyła się walczyć szpadą, rzadziej mieczem. Były to wtedy czasy ciągłych wojen i konfliktów pomiędzy danymi krajami, jej ojciec miał w zwyczaju, aby uczyć swoje dzieci umiejętności posługiwania się białą bronią. Te cechy odziedziczył po swoim ojcu – od dziada pradziada, jak to się mówi. W wampirzym życiu Daquin spotkała zresztą wiele wampirów, bywała regularnie w Europie, najbardziej polubiła Włochy. To właśnie tam spotkała Samantę, wampirzycę z pokaźnym wiekiem. Miała ona bowiem czterysta pięćdziesiąt lat, fioletowe włosy zdobiły jej twarz. W tamtych czasach takie jaskrawe kolory były praktycznie rzadkością, ale Samanta odwiedzała wiele krajów zachodnich i to z nich dowiadywała się, co jest na topie. To podobno ona w Europie przyswoiła tę modę na irokezy, bufiaste peruki oraz mocną paletę barw na ubraniach.
     Pokazała także Madelain, jak skutecznie powinien żyć wampir. Nauczyła karmić się, umiejętnie walczyć, zabijać inne wampiry czy też być świetną manipulantką. Prawdopodobnie Daquin to od niej nauczyła się, aby się nigdy nie poddawać i chować swoje kompleksy za niezniszczalną ścianą.
         Jednak potem nastały zamieszki czarownic w San Gimignano, które chciały wypełnić swój obowiązek wobec zmarłych przodków. Miały zabijać wampiry, które uważano za wybryk natury i niepotrzebny wynalazek. Samanta uciekła wtedy z kraju, zostawiając Madelain całkowicie samą, bez jakiejkolwiek pomocy. Wtedy też Daquin nauczyła się, choć raczej nie było to planowane, że nie warto nigdy wierzyć komuś do końca – można się wtedy perfidnie pomylić co do tej osoby. Na szczęście wampirzyca pierwszą czarownicę, która ją znalazła, zabiła, a potem szybko umknęła innym nadprzyrodzonym postaciom. Udało jej się przeżyć ten koszmar, a była to wtedy rzeź niesamowita. Zginęło setki wampirów, które w porę nie zorientowały się o niebezpieczeństwie. Nie żebym im współczuła, bo pewnie niektórym się to pewnie należało, ale to też byli kiedyś ludzie!
        Zeszłam myślami na drugi tor. Teraz muszę uważać, aby się nie ujawnić. Patrzyłam przed siebie, ale także zerkałam na boki, aby sprawdzić, czy na ścianach nie widać mojego cienia. Korytarz, którym zmierzałam, był pomalowany na wyblakłe barwy; głównie był to kolor szary. Tego samego koloru płytki, białe okna z zardzewiałą klamką, kilka długich ławek oraz szafki na przeciwnej ścianie od okna. Zachwycać niczym się nie można... A potem dziwią się, czemu nikt nie chce chodzić do szkoły. 
           Luke nagle się zatrzymał. Szybko pomknęłam za szafki, próbując nie oddychać. Na szczęście do życia nie było mi to niezbędne, ale o wiele lepiej czułam się z oddechem. Przeczuwałam już teraz, że moja tajna misja może się wydać. Po rękach przebiegły mnie ciarki, a oczy z przerażeniem patrzy na szarą ścianę, szukając jakiegokolwiek cieniu Luka.
              – O ironio. Naprawdę gorszego wampira to już nie widziałem.
              Przede mną pojawił się brunet, mierząc mnie badawczo wzrokiem. Zatrzymał się dłużej na mojej twarzy, a jego uśmiech rozszerzył się. Nie wiedziałam, co robić. Oddychałam spazmatycznie, a rękoma oparłam się o ścianę. Przysunęłam się do niej najbliżej jak mogłam, gdy twarz Luka zaczęła zmniejszać odległość od mojej głowy. Sytuacja z pozoru wyglądała jednoznacznie – chciałby mnie pocałować. Ja jednak wiedziałam, że tak romantycznie to na pewno nie będzie.

***

    – Chyba nic już dziś mnie nie zaskoczy – powiedziałam, przyglądając się zakurzonej książce trzymanej przez Aileen. 
      Usiadła na skórzanej kanapie. Gestem poprosiła mnie, abym zajęła miejsce obok niej. Sekunda, a już na niej siedziałam. Dziewczyna wzdrygnęła się i spojrzała na mnie z naganą. Na jej znaczącą minę tylko uśmiechnęłam się ironicznie. Aileen nigdy nie może przyzwyczaić się do naszej natury. Ciągle ją czymś zaskakujemy. Ja tam siebie samą lubię, lepszej wersji mnie już chyba nie ma. Na sobowtóra nie liczyłam, wątpię, czy ktoś byłby w stanie funkcjonować w mojej postaci. Jestem momentami... wkurzająca, tak, wkurzająca. 
        – Moja babcia zbierała wiele materiałów dotyczących wampirów. Uwielbiała to. Często rozmawia ze mną przez sny, a ostatnio powiedziała mi, gdzie chowała swoje notatki za życia dotyczące magii. Pamiętasz tamten weekend, kiedy powiedziałam, że mnie nie będzie, bo muszę coś załatwić? Szukałam właśnie tamtego miejsca.... i.... no znalazłam. Zabrałam wtedy te pamiętniki. Sądzę, że to, co wzięłam ze sobą, może nam nieco pomóc w przybliżeniu prawdy o tajemniczej Hope...
         Podała mi księgę, trzymaną przez ten cały czas. Spojrzałam na nią krytycznie, dmuchając na okładkę, aby pozbyć się brudu. Dobrym pomysłem to jednak nie było. W ostatniej chwili zakryłam nos ręką, unikając tym samym ubrudzenia mojej bluzki przez wydzielinę kataru. 
           – Zaczekaj, przyniosę ci chusteczkę – powiedziała Aileen, a ja z wdzięcznością spojrzałam na nią. Po chwili nie było po niej śladu.
            Dotknęłam ręką okładki. Była wyraźnie gruba i zrobiona z dobrego oraz trwałego materiału, choć podejrzewałam, że znalazło się w niej trochę magii. Przewinęłam dalej. Na pierwszej stronie pochyłym pismem napisane było Własność Petjii Whitmore. Chciałam przejść dalej, ale nie mogłam. Reszta kartek skleiła się ze sobą i za nic nie chciała się odkleić. Pokryła ją gruba warstwa dziwnej szczeliny, którą jak tylko dotknęłam, oparzyłam się. Podmuchałam palce. 
              – Coś nie tak? – zapytała Aileen, która właśnie weszła do pokoju i podała mi jednorazową chusteczkę. Wskazałam na księgę i wzruszyłam ramionami. Zdziwiona wzięła przedmiot i obejrzała go dokładnie. Następnie tak samo, jak ja, przewinęła okładkę. Tajemnicza szczelina zniknęła, a kartki odczepiły się od siebie z głośnym świstem.
                 – Co do...? 
               – Myślę że... Hm, albo i nie. Jeśli otworzyłaś tę księgę to wiedz, że jesteś jest prawowitą właścicielką, a Twoja krew pochodzi z rodu Whitmore, po Aleksim Whitmore z małżenstwa z Sijaną Deypanor – zacytowała to, co znajdowało się na drugiej stronie. Usiadłam bliżej, aby móc zobaczyć dany tekst. Nie dotykałam książki, lepiej nie próbować.
                – Przewiń dalej – powiedziałam rozdrażniona, nie miałam czasu na rozczulanie się na tym, że Aileen jest z rodu Whitmore, albo słuchać historii o jakiejś Sijanie coś tam, z małżeństwa kogoś tam. 
           Kartka automatycznie się przewinęła. Obie się zdziwiłyśmy, ale nie wyjawiliśmy swojego zdziwienia poprzez głos.
             Na delikatnym zżółkłym papierze czarnym piórem zapisane były słowa:

        Wampirzy królowie
        Kto by się spodziewał, że odkryję coś takiego?  фантастичен* Jednak Darija nie miała racji, mówiąc, że to jest zła prawda. Prawda zawsze jest dobra, choć zależy, jak się ją wypowiada i co zawiera. Moja była jak najbardziej słuszna.
           Z natury już samo przez siebie wynika zawsze, że coś jest od czegoś albo po coś, do czegoś. My, czarownice, mamy swojego ментор**, który poprzez pół głosowe rozmowy z pierwszymi przodkami kontaktuje i przekazuje nam niezbędną wiedzę. Nikt nie wie, czemu to akurat on został wyznaczony na te stanowisko. Ma za dużo ciemnej magii, jest ze złej duszy, albo ze złego myślenia, poniekąd nie wypełnia swojego powołania. Powołanie rzecz święta.
       Sami nie jesteśmy, chociaż kiedyś nam to obiecano. Co może nie tyle, co nam, a naszym przodkom, którzy  raczej słabo wypełnili swoją funkcję. To jest złe, te myślenie, narażę się na gniew przodków, a to nie uszłoby mi na sucho. Natura sprzeciwiła się nam, gdy pierwsza kobieta czarodziej – Raja, nie uczyniła swojego pierwotnego obowiązku. Miała prowadzić nas do sukcesu, sukces porażką, porażka śmiercią. To chyba tak w jej przekonaniu wyglądało. Nadal nie wiadomo, czemu to zrobiła. I jak to zrobiła.
            Tak powstali wampirzy królowie. Krwiożerczy królowie, którzy stanęli wyżej w hierarchii niż my. Połowa naszego gatunku wymarła, tylko młodzi zostali, bo powiadano, że jeszcze odkupimy grzechy naszych przodków. Tak z dzieci naturalnego gatunku powstali wampirzy królowie: Niklaus, Rebekah, Elijah, Finn, Kol oraz Henrik  Mikaelson. To moc nas przezwycięża! Nie damy rady tego zrobić. Czeka nas śmierć.
              Raja została zabita przez moją pra-pra-pra-pra (dużo ich było...) babkę ślimaczym sztyletem. Została po tym przewodniczącą kręgu, a pełnienie tej służby po jej śmierci mieli zachowywać nowe pokolenie jej rodziny. Tak teraz moja matka pełni to funkę, a potem będę to ja, następnie moje dzieci. Moje... dzie... dzieci.
             Przodkowie nałożyli na Niklausa klątwę wilkołactwa. Co noc przemienia się, ból przemienienia łamie mu kości, doprowadza do skraju życia. Ale nieśmiertelność tego kraju dok raić nie może.
              Yмре*** i tego nie wypełnimy. Nie możemy się narażać. Na razie nie możemy nic zrobić, wampirzy królowie demolują świat, bluzgają ją krwią i nieczystą energią. To na mnie to przejdzie. A ja umrę.

            Byłam zszokowana. To, co przeczytałam było... straszne? Jednak nadal nie wiedziałam, co ma to wspólnego z niejaką Hope i pierwotnymi. Zerknęłam na Aileen. Nie było jej łatwo to czytać, wiedzieć, że jej babcia robiła wszystko, co mogła dla swojej sekty, i sama wiedziała, że umrze. To przegrany los na loterii.
           – Tak, ale... Tu nie ma nic o niej. – Wiedziała, że chodzi mi o Hope. Spojrzała na mnie już w trochę lepszym humorze. Palcem wskazała napisy zapisane małą czcionką na samym dole kartki.
           – To jest to, czego szukamy.

            Zagłada. Klęska. Śmierć. Przegrana.
            Za trzydzieści dwa lata przyjdzie na Ziemię dziecko. Dziecko zła i zła. Dziecko wampira i wilkołaka. Ona nas zgładzi. Ona doprowadzi do złego, chyba że znajdzie to, co ją od tego odratuje. ON ją zmieni. ONA tego nie będzie chciała, ale sama pogrąży się w życiu hybrydy – wilkołaka i wampira jednocześnie. Imię jej będzie brzmiało HOPE. I ona wcale nie będzie przewodniczką nadziei.

фантастичен* –  fantastycznie (oryginalna wer. bułgarska)
ментор** – mentor (oryginalna wer. bułgarska)
Yмре***  – umrzemy (oryginalna wer. bułgarska)



Od lewej: Elijah, Niklaus, Kol.

***
Moi drodzy, dałam radę! Napisałam! 
I sama jestem z tego rozdziału jestem zadowolona.
Jest ciekawy (według mnie), są i dialogi, i opisy, nie brak akcji, nutki frustacji
czy też rozdrażnienia. Tę kartkę z pamiętnika ciężko mi się pisało,
 bo to też inne czasy były, a czarownice często mówią w swoim takowym języku. :D
  Ale sądzę, że dałam radę! Od razu uprzedzę, że powyższa historia 
była wymyślana przeze mnie, jest odmienna od tej z serialu. 
Inna czarownica przemienia dzieci Mikaelson w wampiry.
Następny rozdział -> Aktualności

 Aileen Double.

PS. Mam problemy z akapitami, blogger szaleje, więc przepraszam za ich niezbyt poprawne ułożenie.

4 komentarze:

  1. Ale mi niespodziankę na ten weekend zrobiłaś! :)
    Nadal nie mogę wyjść z emocji. Ten rozdział był taki ekscytujący, że nadal piszczę z radości!! Kol <3 Obiecaj, że o nim coś napiszesz. Uwielbiam go ^.^ A był taki pierwotny jak Henrik?o;o TVD średnio kojarzę, oglądałam kilka sezonów, ale TO mnie bardziej wciągnęlo;) Tak czy inaczej wielkie gratulacje za napisanie tej kartki z tej książki - myślę, że połowa osób tego uczynić nie potrafiłaby. A jest to naprawdę świetne i ciekawie napisane! Nie lubię Aileen. Jest taka... nijaka, zbyt wszystkiego się bojąca. Ale to udowadnia, jak świetnie kreujesz postacie. :D Team Luke + Hope <333 Uwielbiam ich. ;>
    "Yмре*** i tego nie wypełnimy. Nie możemy się narażać. Na razie nie możemy nic zrobić, wampirzy królowie demolują świat, bluzgają ją krwią i nieczystą energią. To na mnie to przejdzie. A ja umrę." - dosłownie kocham ten fragment i te końcowki fragmentów, ktore tak super dokańczasz. BRAWO! Czekam niecierpliwie na następny rozdział. Dodaj go szybko! I weź trochę zdradź fabułę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za tak długą i miłą opinię! :)
      Wszakże w The Originals o Kolu w pierwszym sezonie nic nie było, ale myślę, że jakieś krótkie wątki się o nim pojawią. A kto wie, może i da się go potem na stałe wprowadzić... :)
      Henrik był, ale został rozszarpany przez wilkołaki, gdy był dzieckiem. Dlatego było tak mało mowy o nim – jeśli już co to we wspomnieniach. ;)
      Aileen wiele przeszła, wychowała się bez najbliższych. Ale to prawda, ona od początku miała być tak ukazana, jako dość nietypowo strachliwa postać. I chyba mi się to udało dokonać.
      Zdradzić fabułę... no w sumie nie powinnam. Jednak mogę zapewnić, że już niedługo ta druga strona Hope się pojawi (ta bardziej mroczniejsza i podobniejsza do ojca). :) Spodziewajcie się także akcji w Nowym Orleanie. Tak, niedługo spotkanie rodzinne się odbędzie. ;D Ale tak łatwo to nie będzie, oj nie!

      Usuń
  2. Dzięki za powiadomienie!
    Dzisiaj zaczęłam czytać te opowiadanie i muszę stwierdzić, że naprawdę masz talent.Wszystko świetnie opisane, sprecyzowane, dużo wątków, wciągająca fabuła. Tylko pozazdrościć takiej wyobraźni!
    Uwielbiam Twój styl pisania. Jest naprawdę taki lekki i przyjemnie oraz szybko się go czyta.
    Do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się niezmiernie, że tak sądzisz. :) To jest naprawdę motywujące do dalszego pisania. Pozdrawiam!

      Usuń