wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział X

ROZDZIAŁ NIEDŁUGO ZOSTANIE SPRAWDZONY I POPRAWIONY!     

       Siedząc znudzona na fotelu, przeglądałam krajobraz za małym białym okienkiem. Widoki nie były jakieś szczególne, same niebo i chmury. Z niektórych można było nawet odczytać jakieś wzory, obrazki, litery lub też słowa, jednak te zdarzały się rzadziej – albo ja po prostu byłam na tyle niekreatywna i pomysłowa, że ich nie dostrzegałam.
       W słuchawkach po raz kolejny usłyszałam utwór Ed'a Shareena Give Me Love. Rozmarzona, przymknęłam oczy, wsłuchując się w tekst piosenki.

                                                 Obdaruj mnie miłością, jak nigdy dotąd
                                                 Ponieważ ostatnio pragnąłem jej jeszcze bardziej
                                                 Może i minęło trochę czasu, ale ja wciąż czuję to samo
                                                 Może powinienem pozwolić ci odejść
                                                 I wiesz, że będę bronił swojego przekonania
           
       Za kilka godzin znajdę się w miejscu, gdzie prawdopodobnie są jeszcze moi rodzice. Albo byli... Ważne jest jednak to, że znajdę się w rodzinnym miejscu. To stamtąd pochodziłam. Pamiętam, jak Luke powiedział Więcej morderstw, ciągłe bitwy i rzezie w Nowym Orleanie, tylko po to, aby zapomnieć o tej katastrofie. Nowy Orlean. Czy tylko mi się kojarzy z nowym czymś? Z nowych istnieniem, życiem, możliwością naprawy wszystkiego?

Poświęć mi trochę czasu albo pozwól uczuciom wygasnąć
Zagrajmy w chowanego, aby odwrócić sytuację

       A co jeśli ich spotkam? To raczej niemożliwe, ale... Uhm, w ostatnim czasie przekonałam się, że takie zwroty akcji jakie można obejrzeć w amerykańskich filmach sensacyjnych są możliwe w rzeczywistym świecie. I u mnie właśnie tak było. 
   Nie uważałam się nigdy za odważną osobę. Nawet nie umiałam postawić się komuś w sytuacji. Przychodziło mi to z trudem nawet przy człowieku. A przecież jestem wampirem! Powinnam być zła, rządna zemsty, nie interesująca się sprawami ludzkimi i egoistyczna... Taka jak Luke. 
       Tymczasem co ja robię?! Nawet nie umiem porozmawiać ze swoją przyjaciółką, Aileen, która do teraz nie powróciła wyglądem do swojej poprzedniej postaci. Powinnam kopać, bić, używać przemocy, wszystkiego, tylko po to, aby jej pomóc wrócić do rzeczywistości. Tymczasem nawet nie chcę spojrzeć jej w oczy, bo wiem, że nie dam rady – nie pomogę, nie pocieszę, nie zrobię niczego, bo jestem bezużyteczna. I ta prawda ogromnie boli.
         To nie jest tak, że się jej brzydzę. Bron Boże! Tylko po prostu... to jest ciężkie, ok? Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji, pomimo że na co dzień byłam wampirem, to oprócz tego wiodłam normalne ludzkie życie. Przecież uważałam się też po jakiejś części za człowieka! Ale zawsze byłam słaba, a teraz nie potrafię racjonalnie myśleć. Nie potrafię uratować życia Madelain. Nie potrafię pomóc wrócić Whitmore do siebie, do swojej własnej duszy. Gdyby nie Luk... Co bym właściwie zrobiła? Siedziałabym najprawdopodobniej dalej na łące i płakała. Pewnie po chwili zadzwoniłabym na pogotowie, wiedząc i tak, że żadnej z mojej przyjaciółek nie pomogą. NIE ZROBIŁABYM NICZEGO.
  
Moja, moja, moja, moja, obdaruj mnie miłością
Moja, moja, moja, moja, och, obdaruj mnie miłością

         Wiele razy zastanawiałam się, czy gdybym miała rodziców przez całe swoje życie, to czy byłabym inna. Lub kim bym była. Dobra, zła? Sądząc po ostatniej rozmowie z Copperem, jeszcze przed przyjściem dziewczyn na polanę, raczej okazuje się, że stałabym po tej mrocznej stronie. Ale pewnie byłabym inna. Lepsza. Umiałabym sobie poradzić. Umiałabym innym pomóc. Nie odczuwałabym potrzeby miłości, potrzeby mówienia Kocham cię, potrzeby wyżalenia się komuś. Przez cały czas żyłam w błogiej nieświadomości, prawie pewna, że życie nadal będzie takie idealne, jak było na początku. Pomyliłam się. 
         To będzie trudne. Ale muszę się podnieść. Muszę, gdyż nie pozwolę, aby komukolwiek z moich bliskich się cos stało.

***

       Wyrywając się z przemyśleń, wyciągnęłam słuchawki z uszu i spojrzałam na ekran telefonu. Była 17:50, czyli jeszcze jakieś półtora godziny lotu. W samolocie większość ludzi spała, albo też grała na tabletach, oglądała telewizję przez małe ekraniki umieszczone na siedzeniach. Spojrzałam w prawo. Obok mnie miejsce zajmował Luke. Nie cieszyłam się z tego, ale to on stawiał aktualnie warunki. Z przymkniętymi oczami mruczał pod nosem jakiś teks piosenki. Zajrzałam zza siedzenia. Za nami siedziała Madelain opierająca się o naszego podróżnego wilczka, który z irytacją patrzył na głowę Daquine spoczywającą na jego ramieniu. Uśmiechnęłam się i srogim wzrokiem patrząc na niego, poruszając lekko ustami, szepnęłam A tylko ją tknij. 
      W drugim rzędzie siedzeń, po prawej stronie siedziała Aileen, czytająca książkę. Usta nadal miała złączone, twardo je do siebie przyciskała. Gdy tylko mój wzrok napotkał jej, odwróciłam się, nagle interesując się stewardessą, która przechodziła obok.
       – Gorącą czekoladę poproszę – powiedziałam, uśmiechając się mile do pracownicy pokładu samolotu. Odwzajemniła uśmiech, zapisując polecenie na kartce i znikła za drzwiami prowadzącymi prawdopodobnie do pokoju dla personelu. 
         Obiecując sobie wcześniej, że teraz będę dokładniejsza i pewniejsza podejmowania swoich decyzji, z chęcią dowiedzenia się coś więcej o naszej wycieczce do Nowego Orleanu, szturchnęłam łokciem brzuch Luke'a. Ten wydał z siebie jęk aprobaty i z surowością w głosie zapytał:
      – Co chcesz? – Przygryzłam wargę. Wiedziałam, że muszę rozsądnie zadawać pytania, bo nie wiadomo, na ile Luke będzie chętny odpowiedzieć.
        – Czemu akurat Nowy Orlean? Odpowiedz.
        Widziałam rozbawienie w jego oczach. Bawiła go moja postawa. Bawiła go i zapewne cała sytuacja. Poprawił się lekko na siedzeniu i oparł ręce na głowie.
         – Tam jest lekarstwo dla tej ślicznotki. Mówiłem.
        – Pamiętam, że mówiłeś. Ale powiedz, co dokładnie tym lekarstwem jest. Ja muszę to wiedzieć Luke. Teraz! Proszę!
         Widziałam, że próbuje mnie za wszelką cenę ignorować, ale widząc zapewne błaganie w moich oczach, odchrząknął i ponownie w jego dłoni spoczął telefon, a on zaczął się nim bawić. Ma na tym punkcie obsesje, czy co?
         – Krew. Krew jest lekarstwem. Nowy Orlean to miasto pełne zawirowań. Wiele magi. Już od dobrych stuleci jest znane właśnie z zamieszkań przez wampiry, wilkołaki i inne nadprzyrodzone postacie. Sami Mikaelsonowie mieszkali tutaj kilkaset lat temu, ale z powodu wybuchu pożaru i nieznanej dotąd przez innych przyczyny, wynieśli się z tego miasta. Powrócili tutaj szesnaście lat temu, żyją aż do teraz. Uważają się za królów i przywódców tego miasta.
        – A co z ludźmi? Przecież Nowy Orlean jest znany z świetnych uniwersytetów, na których uczą się tysiące ludzi!
          Luke spojrzał na mnie z rozbawieniem. W jego oczach widniał jasny błysk, którego nijak mogłam zinterpretować. Doskonale wiedziałam, że moja wiedza na temat samych wampirów jest aż niedorzeczna i dotąd nie była mi potrzebna. Przez ostatnie dni jednak mogę dostatecznie stwierdzić, że muszę zacząć edukować się w tej dziedzinie... Luke to dobry początek...
         – Ludzie to ich pionki w grze. To nie tak, że wilkołaki chodzą po ulicach z wystawionymi klatami wielkości grzejnika domowego, a wampiry skaczą z jednego dachu na drugi, chcąc oszczędzić na paliwie. Każdy zna warunki i zasady Mikaelsonów – to ich nie przestrzega, ten zaczyna wąchać kwiatki od spodu.
          To, z jakim spokojem o tym mówił, przyprawiało mnie o ciarki. Nie wiem, czy chciałam wiedzieć więcej, ale postanowiłam sobie coś, i tego dotrzymam. Nie chcę dowiadywać się wszystkiego tuż przed tym, jak i mi, i moim bliskim będzie grozić śmierć. Czas wreszcie pokazać, że umiem walczyć o swoje, nawet jeśli nieporadnie.
           – Czemu Mikaelson? Czemu uważasz mnie za córkę jakiegoś Klausa i Hayley?
           Dotychczas wpatrzony z szerokim uśmiechem w telefon, przeniósł wzrok na mnie. Zmarszczył czoło, zapewne zdziwiony zadanym pytaniem. Pokręcił przecząco głową, gdyby nie mógł zrozumieć, czemu mnie to w ogóle interesuje. Ale mnie interesowało. Naprawdę chciałam wiedzieć, czemu ktoś, kogo w ogóle nie znam, uważa mnie za kogoś, kogo nawet z nazwiska nie kojarzę. Nawet jeśli prawda miała być druzgocąca.
          – Już niedługo poznasz odpowiedzi na swoje wszelkie pytania, kochana.

***

         – Hayley, do cholery! Nie waż się tego robić!
        Włosy koloru brudnego blondu lekko roztargały się przez szamoczący wiatr na zewnątrz. Pogoda dość ulewna, kałuże wypełniające większość chodników w Nowym Orleanie. Nic nie zapowiadało na to, że się poprawi – nie tylko poprawi pogoda, ale także relacje w rodzinie państwa Mikaelson.
     Klaus, pokonując z zawrotną szybkością ostatni schodek, wdeptując w kałużę, tym samym ukazując grymas niezadowolenia, podbiegł do niedaleko stojącej brunetki, Hayley Marshall.
      Ta wpakowywała ostatnią walizkę do bagażnika swojego Vana. Ciemny lakier już gdzieniegdzie odpadał, ale samochód nadal nadawał się do użytku.
       Z posępną miną odwróciła się do ojca swojego dziecka. Pięcioletnia Hope spokojnie spała już na tylnych siedzeniach pojazdu, przykryta ciepłym kocem i przypięta do dziecięcego fotelika.
        – Proszę cię, chociaż raz pozwól mi decydować o tym, jaką chcę przyszłość dla Hope! Chociaż raz pozwól mi sprawić, aby odizolowała się od tej całej zgrai wampirów chodzących za nią co krok, aby tylko ktoś jej nie zaatakował! To jest jeszcze małe dziecko, ona MUSI mieć normalne życie!
         Hayley trzaskając drzwiczkami bagażnika, podeszła do Klausa. Dzieliła ich niewielka odległość, jednak i tak czuć było wzrastające napięcie. Patrząc sobie w oczy, każdy próbując wygrać walkę na spojrzenia, tym samym dając do zrozumienia, że jego zdanie jest ważniejsze. 
       Mała Hope Mikaelson była tylko niewinną dziewczynką, która niestety nie urodziła się w dość typowej rodzinie. Ojciec najpotężniejsza hybryda na świecie, przywódca NO, matka również hybryda, alfa swojego stada nad jeziorem Miseree. Do tego na krok nieodpuszczająca ochrona małej dziewczynki, która przez powstałych wrogów przez Klausa, była narażona codzienne na niebezpieczeństwo z ich strony. Z pewnością to nie były warunki do dojrzewania takiej kruszynki, jak ona.
       – Proszę cię, Klaus. Jeden tydzień. Jeden tydzień u rodziny Jacksona. Będzie tam połowa sfory, nic jej się nie stanie. Proszę, pozwól mi spędzić z nią chociaż ten jeden dzień jak najbardziej normalnie i przykładnie.
     Marshall spojrzała z błaganiem na Mikaelsona. Ten wpatrywał się uporczywie w przyciemnioną szybę, za którą smacznie spała jego córka. Odwracając powoli wzrok na matkę jego dziecka, tak jakby swoim spojrzeniem chciał Hope jak najdłużej ochronić, popatrzył na jej oczy. Przepełnione miłością do małej, niewinne oczy, które za wiele przeżyły.
       Kiwnął potwierdzająco głową.
        – Obiecaj, że wrócicie jak najszybciej. Całe i zdrowe.
        – Obiecuję, Klaus.


***

Szczerze powiem, że rozdział wyszedł naprawdę dobry, do tego długi. :) Jestem pozytywnie zaskoczona. 
Przepraszam z góry, że przez taki długi czas nic na stronie publikowane nie było – szkoła pochłania mnie w całości, a przecież połowę tego rozdziału miałam już na początku lutego napisaną!
Dziękuję za komentarze, których niestety jest bardzo mało. Bardzo proszę, to dla Was kilka sekund, a dla mnie ogromna motywacja!

Co do rozdziału...
Przemyślenia Hope są, możemy wreszcie bardziej wgłębić się w jej przemyślenia i to, jaka ona naprawdę jest – co się jednak niedługo ogromnie zmieni!
Luke wydaje mi się, że utrzymuje fason, powiedział trochę więcej o celu podróży i samym Nowym Orleanie, więc to też jest na plus. Wreszcie jakieś nowe informacje z życia wampirów. :D
Retrospekcja mi się bardzo podoba, obiecałam właśnie takie wspomnienia kiedyś, tak więc i obietnicy dotrzymuję. Pojawią się jeszcze one, pojawią, ale to z czasem. Od razu podpowiem, że scena opisana w retrospekcji miała naprawdę duży wpływ na to, co potem działo się z Hope – jej ucieczką przed nieznanym, skokiem z klifu, a wreszcie zamieszkanie w Atlancie. :)

Dziękuję, pozdrawiam.
Aileen Double.
       
          

11 komentarzy:

  1. Super rozdział byle tak dalej czekam na następne: )
    Ludziska jeżeli czytacie to zostawcie po sobie jakiś ślad

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za powiadomienie! *.*
    Rozdział jak zawsze świetny, zabrakło mi Madelain ale sadzę że to nadrobisz niebawem. No i wreszcie NO! <3 Czekam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. "– Już niedługo poznasz odpowiedzi na swoje wszelkie pytania, kochana." to jest takie dnsjakdbjs słodkie <3 niby nie ma pomiędzy nimi jakiejś żadnej chemii, przynajmniej tak mi się wydaje, ale to byłoby spełnieniem marzeń, jakby byli razem *o*
    Aileen, może pospojlerujesz następny rozdział? nie mogę się doczekać, dodawaj go prędko! x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, oj, pomiędzy Luke a Hope się jeszcze wiele wydarzy. :) To taka, nawet dla mnie, pisarska niewiadoma, co z nimi będzie. Na pewno Copper nie zniknie za szybko z tego opowiadania. ;)
      Hm, cóż tu mogę napisać o następnym rozdziale? Dziewczyny dolecą do Nowego Orleanu i zaistniała sytuacja na lotnisku będzie dość szokująca. No bo hej, to że NO jest magicznym miejscem, to wiemy, ale nagle ot tak nie znajduje się czarownicę, no nie? :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Super rozdział kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli tylko zdążę, to spróbuję na jutro wstawić. :)

      Usuń
    2. Hej świetny rozdział. Masz talent do pisania. Poleciłam koleżankom twojego bloga. Ps masz ustalony termin dodawania rozdział. Fajnie by było gdybyś dodawała częściej a np krótsze rozdziały.

      Usuń
    3. Dziękuję. Dzisiaj zapewne pojawi się XI rozdział. Nie, nie mam ustalonych dat, to wynika z tego, czy mam wenę, chęci, czas. :) Ostatnio pracowałam nad najbliższymi rozdziałami, więc powinnam je w szybszym czasie zacząć pisać, następnie dodawać. Bądźcie dobrej myśli! :))

      Usuń
  5. NOWY SPOILER XI ROZDZIAŁU JUŻ W ZAKŁADCE "Spoiler"! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny jak zawsze. PS czekam na następny. Ps2 życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny jak zawsze. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń