czwartek, 17 marca 2016

Rozdział XIX




Stałam ustawiona w szeregu razem z innymi wampirami, które miałam okazję przed chwilą poznać. Co prawda, nasze rozmowy nie były zbyt ciekawe i fascynujące; miałam wrażenie, że każdy z tutaj obecnych był wrogo nastawiony do siebie nawzajem, a ewentualnością było zachować szacunek i kulturę względem drugiej osoby. Tylko to.
Irytowało mnie w obecnej chwili dosłownie wszystko: tak jak i obojętność towarzyszy, jak i nieświadomość tego, co dzieje się dookoła mnie. Wiadomość Luke'a adresowana do mnie z informacją, że Madelain dostała lekarstwo, wcale nie sprawiła, że przestałam się martwić. Wręcz przeciwnie, nie znałam przecież Coppera, nie wiedziałam, ile prawdy jest w jego słowach. Biorąc pod uwagę, że zostawił mnie tutaj samą, nie uprzedzając o swoich idiotycznych planach, dostatecznie pokazuje, że nie warto mu w stu procentach ufać.
Czekaliśmy na kogoś, jednak nie udało mi się dowiedzieć, na kogo dokładnie. Gdy o to pytałam, większość wampirów odwracała wzrok i udawała, że jest zajęta czymś innym, głównie patrzeniem na podłogę lub buty. Tylko jedna wampirzyca, osiemnastoletnia dziewczyna o długich, sięgających aż do kości ogonowej, blond włosach, powiedziała mi, że to nasz aktualny Stwórca. Nie rozumiem, co miała przez to na myśli, ale też jej o to nie pytałam. Widziałam, że była nieśmiała i trochę niepewna sytuacji, na której się wszyscy znajdujemy. Nie chciałam powodować u niej większego strachu niż ten, który odczuwała teraz.
Gdy miałam już po raz kolejny westchnąć znużona czekaniem, tym samym otrzymując ponownie wściekłe lub pełne zirytowana spojrzenia stojących obok mnie osób, usłyszałam kroki. Kroki dwóch wampirów.
Od razu wyczułam ich zapachy. Mówiąc szczerze, zdziwiłam się, że ich tu widzę. Nie odniosłam wrażenia, aby byli oni jakimiś przerażającymi osobami, których należy się bać. Co najwyżej, starszymi pod względem wieku i bardziej nieprzewidywalnymi. Tylko tyle.
Oczywiście, mam na myśli to, że Klaus opierający się o długi, drewniany stół, patrzący na nas z uśmiechem na ustach oraz Marcel, czarnoskóry wampir, którego miałam okazję spotkać przed wejściem do tej dziury, nie są jakimiś strasznymi osobami. Co najwyżej nienormalnymi. Skręcenie karku naprawdę nie było miłe, ale nie uważałam to za jakiś absurdalny czyn, którego sprawcę należy torturować przez wieki z powodu chęci zemsty. 
– Witajcie wszyscy na naszym pierwszym zebraniu! Miło mi widzieć tyle osób z was, które wiedzą, po której stronie stanąć, aby coś osiągnąć. Wiedzą, która strona jest po prostu lepsza. 
Prychnęłam cicho pod nosem, jednak najwyżej zbyt głośno, skoro aktualny mówca, czyli Mikaelson, popatrzył przez sekundę w moją stronę, przechylając lekko głowę z zaciekawieniem i formując jeszcze szerszy uśmiech niż wcześniej. Nic jednak nie powiedział na temat mojego zachowania.
– Tak, jak mówiłem, gwarantuję wam sukces. Nawet, jeśli są tu osoby, które w to nie wierzą. – Podświadomie czułam, że mówi o mnie, ale starałam się patrzeć dookoła pomieszczenia, aby tylko nie natknąć się na jego wzrok, tym samym się nie pesząc. – Udowodnię wam, że one się mylą. A teraz Marcel przedstawi wam plan działania na najbliższy tydzień.
Skinął głową, oddalając się w stronę miejsca, z którego przyszedł. 
Nie mogłam pozwolić, aby tak sam z siebie wielki książę odszedł, pozostawiając mnie z jednym znakiem zapytania nad głową. Musiałam się dowiedzieć, co tu robię i jak stąd się wydostać. 
Popatrzyłam chwilę na Marcela Gerarda, który stanął w miejscu, które jeszcze chwilę temu zajmował Mikaelson, a potem sama wycofałam się lekko za wampiry, które na moje poczynania kiwali tylko z dezaprobatą głowami, ale przepuszczając mnie. Gdy byłam już na końcu szeregu, wampirzym biegiem puściłam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widziałam Pierwotnego.
Dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi. Nawet jeśli musiałabym przez to coś poświęcić.
Wręcz wyskoczyłam zza ściany z powodu nadnaturalnego tempa, ale zaraz coś sprawiło, że nie mogłam oddychać, a mój szalony bieg został przerwany.
Patrzyłam jak blondwłosy Klaus trzyma mnie za gardło, unosząc moje ciało kilka centymetrów nad ziemią, opartą o marmurową ścianę, od której bił przeraźliwy chłód. Starałam się odciągnąć ręce wampira od swojej szyi, tym samym zaprzestając jego tortur względem mnie, ale niestety, był zbyt silny, a moje poczynania zbyt słabe.
W sumie, nie powinnam się dziwić. Moje szesnaście lat, w porównaniu do jego kilku tysięcy, zupełnie nic nie znaczyło. Gdyby tylko chciał, mógłby pozbawić mnie życia w równiutką sekundę.
– Czemu mnie śledzisz? – wycharczał, jeszcze mocniej mnie dusząc. Po jego zachowaniu sprzed kilku minut, gdzie się uśmiechał i wydawał się naprawdę pozytywnym wampirem, nic nie pozostało.
Bałam się.
– Prz...eepra...szam... j...aa chcia...łam... tyy...lko... si...ę cze...goś... dowiedz...ieć – wysapałam z trudem.
Wampir spojrzał się na mnie podejrzliwie, ale puścił mnie. Gdy to zrobił, nabrałam mocno powietrza równocześnie pocierając bolące mnie miejsce.
Nim zdołałam zrobić coś więcej, znów jego ręka znalazła się na moim ciele, tym razem jednak zamiast na szyi, trzymał mnie mocno za przedramię.
– Pójdziemy gdzieś indziej porozmawiać. I nawet nie próbuj uciekać – warknął, w tym samym momencie pociągając mnie zdecydowanym i szybkim ruchem do przodu. Dziękowałam w duchu za lekcje koordynacji Madelain, które teraz zdecydowanie mi posłużyły, gdyż tempo wampira było zatrważające.
Przy okazji, rozglądałam się dookoła, stwierdzając, że z każdym metrem zagospodarowanie i wyposażenie budynku się zmienia. Przede wszystkim jest bardziej nowocześnie i schludnie, a w powietrzu czuć miły dla nosa zapach.
Gdy już się zatrzymaliśmy, Klaus nadal nie puścił mojego przedramienia, wręcz przeciwnie, zacisnął na nim rękę mocniej niż wcześniej.
– Niklaus, czy ty zawsze musisz zostawiać bajzel w górnych pokojach? To nie burdel, a w miarę normalny dom. Chociaż z tym też bym się dłużej zastanowiła, bo ciężko go tak nazwać, odkąd tu mieszkasz. – Głos dobiegał z góry schodów i z każdą sekundą było słychać go coraz lepiej. Znaczyło to, że ktoś się zbliżał. – Tak właściwie co robiłeś cały dzień? Pewnie znów... 
Monolog został przerwany, gdy tylko autor głosu zszedł na parter, w którym się znajdowaliśmy razem z Mikaelsonem. 
Uniosłam głowę wyżej, zaciekawiona, z kim mam do czynienia.
Poczułam lekkie pulsowanie w głowie w momencie, gdy ujrzałam daną osobę.
A dokładniej wampirzycę.
I byłam nawet pewna, że nie jest mi ona tak obojętna, jak mogłoby się zdawać. Skądś ją znałam.
I to nie wcale z bliskiej przeszłości. A wręcz przeciwnie.


***

– Mówisz to tak, jakby cię to nawet nie obchodziło ˜– mruknął ciemnowłosy wampir, przechadzając się z jednego kąta pomieszczenia do drugiego.
Nie rozumiał rozumowania swojej siostry w niektórych momentach, również i w tym teraz. Jakkolwiek się starał wytłumaczyć sobie, o co jej dokładnie chodzi, tak poddawał się po kilku minutach, stwierdzając, że nie ma tak wybujałej wyobraźni jak jego siostra.
Pomimo wielu wad, które jego siostrzyczka posiadała, wiedział, że razem dopełniają się w idealny sposób – niczym bliźniaki, które znają nawzajem swoje przemyślenia i czują to samo. Tyle, że do bliźniaków było im daleko.
Wampirzyca odwróciła się w stronę brata, poprawiając spadającą grzywkę z czoła. Jej głowę zaprzątały tysiące myśli, a ona sama nie wiedziała, na której skupić się najdłużej. Wszystkie były tak samo ważne.
Czasami zastanawiała się, jakim cudem ona jest tą w rodzinie, która zawsze wymyśla strategie obronne i jest przywódczynią wszelkich akcji, jakich dokonują. Jej rodzice mieli z pewnością więcej doświadczenia w tych sprawach, a mimo to tę fuchę dali jej.
– Braciszku mój kochany, musisz wiedzieć, że faktycznie nic a nic mnie to nie obchodzi. Jest coś do zrobienia, to to robię. Proste. Na twoim miejscu przyzwyczaiłabym się do moich szalonych planów, bo będziesz musiał ze mną w najbliższym czasie współpracować.
Chłopak uśmiechnął się lekko, kiwając z rozbawieniem głową. Nie wiedział, czy była to reakcja na to, co powiedziała jego siostra, czy wręcz przeciwnie, na to, jak się zachowywała – za bardzo tkwiła w przekonaniu (zresztą złym), że każdy jest czemuś winny.
Oczywiście, on sam aniołkiem nie był, jednak miał na tyle rozumu, że kierował się swoim rozumem, a nie, jak jego siostra – zdaniem ich rodziców. To było błędne myślenie. Tylko mi sami możemy o sobie zadecydować najlepiej, bo osobiście wiemy, jacy jesteśmy.
– Mówiąc "współpracować" masz na myśli powrót do starych zwyczajów?
– Mówiąc "współpracować" mam na myśli powrót do naszych tradycyjnych rzezi, braciszku. Tyle, że tym razem nikt nam w tym nie przeszkodzi. Sama tego doskonale dopilnuję, mój drogi.
Uśmiechając się drwiąco, odwróciła się pośpiesznie na pięcie, jednocześnie strzepując wyniosłym gestem swoje włosy z ramienia. Po chwili zniknęła, a o jej niedawnej obecności świadczyło tylko powolne zamykanie się skrzypiących drzwi.
Zabawa już niedługo się rozpocznie.


***

Rozdział dziewiętnasty oddaje w Wasze ręce! :)
Na początku miałam napisać w tym wpisie tylko połowę pierwszej części, czyli ponownego spotkania Klausa, ale stwierdziłam, że nie powinnam się tak rozdrabniać i lepiej napisać już coś dłużej, a potem mieć wolne miejsce do rozwinięcia wątków z Madelain czy Aileen. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Osobiście uważam, że wyszedł naprawdę okej. :)
Jak sądzicie, kim jest tajemnicza kobieta, którą Hope kojarzy z przeszłości? Jakieś pomysły? :)
Co do drugiego fragmentu – na jego fabułę wpadłam podczas pisania, ale uważam, że jest naprawdę ciekawy. Odpowiadając od razu na pytanie – tak, ma związek z najbliższymi rozdziałami opowiadania. I to naprawdę duży. Będzie się działo. :) 
Nie będę  pisać, kiedy następny rozdział, bo boję się, że znowu Was zawiodę i nie napiszę na czas. Niedługo mam też egzaminy gimnazjalne, a marzec i kwiecień to najgorsze miesiące drugiego semestru pod względem nauki, więc... Myślę o tym, aby na razie nie wstawiać żadnych rozdziałów, tylko pisać je, nie publikując ich. Tym samym, mogłabym powiedźmy pod koniec kwietnia czy w maju zacząć je regularnie wystawiać, ponieważ miałabym je zapisane w zanadrzu. Ale to zobaczymy.
Więc aktualnie komentujcie, czytajcie, bo każdy Wasz komentarz czy wyświetlenie jest dla mnie naprawdę ważne. ;)
Pozdrawiam,
Aileen.