sobota, 19 lipca 2014

Prolog

   Wieczór. Pora dnia, w której dzieją się najstraszniejsze i najmroczniejsze rzeczy. Gwiazdy oświetlają całą kulę ziemską, dosłownie tak, jakby chciały dać nadzieję na lepsze jutro. Drzewa szumią, ich bujne korony wydają się jeszcze większe niż zwykle. Polana, usłana dotychczas stertą ślicznych, kolorowych kwiatów, teraz świeci pustkami. Jakby wiedziała, że obok niej wydarzy się zaraz jedna z najdramatyczniejszych scen na świecie.
    Jak inaczej można nazwać oddanie dziecka w inne ręce? Dotychczas tulone w znanych mu ramionach, znajdzie inne ciało do tego, aby dawało mu ciepło. Dzieci nie wiedzą wtedy, co się dzieje. Chcą tylko znaleźć duszę, która zapewni im bezpieczeństwo, miłość, rodzinę; potrzebują akceptacji i pewności, że nic im się nie stanie.
    Jednak są momenty w życiu, kiedy z każdej strony czyha niebezpieczeństwo. Czarownice, wilkołaki, pierwotny łowca wampirów, do tego znajdą się jeszcze zahipnotyzowane inne gatunki nadprzyrodzonych. Wtedy można z całym sumieniem uznać, że chwilowe pozbycie się dziecka, oddanie go do innej osoby, wydaje się najwłaściwszym sposobem na to, aby dać mu wolność i możliwość prawdziwego życia.
      – Niklaus, ja... 
    Blondwłosa wampirzyca zupełnie nie wiedziała, co ma powiedzieć. Kilka dni temu została wygnana z jej rodzinnego miasta, właśnie przez jej brata, Niklausa. Teraz, stojąc z nim oko w oko, widząc na jego rękach biały kocyk i wystającą z niego główkę dziecka, zupełnie go nie rozpoznawała. W jego oczach widać było miłość, błysk, oznaczający nic innego, jak szczęście. Już tak dawno nie widziała tego uczucia na jego twarzy. Co gorsza, ona sama nigdy takiego uczucia nie doznała.
    – Jesteś moją siostrą. Pomimo tego, co zrobiłaś, co ja zrobiłem, nadal wierzę w ciebie. Wierzę, że kiedyś będzie szansa, aby w spokoju zjednoczyć naszą rodzinę. Dzięki niej – wskazał na zawiniątko leżące przy jego piersi, potem szybko przeniósł wzrok na swoją siostrę, Rebekę – mamy szansę na lepsze jutro, na prawdziwą, kochającą się nawzajem rodzinę.
    Nigdy nie słyszała takich słów. Zwłaszcza od niego. Od najpotężniejszego pierwotnego wampira, hybrydy, a jednocześnie swojego brata. Wiedziała jednak, że to, co robił w przeszłości, było związane z jego dzieciństwem. Z ojcem, Mikaelem, który go bił, szydził, upokarzał. Do tego przez następne wieki ścigał go z zamiarem zabicia. Nikt nie byłby w stanie normalnie funkcjonować, mając takie wspomnienia.
    – Mam nadzieję, że choć w połowie stworzysz to, o czym marzyłaś. Że stworzysz rodzinę, kupisz duży dom, a otaczać go będzie biały płot. Że będziesz szczęśliwa. Że z nową córką rodziny Mikaelson będziesz mogła poczuć człowieczeństwo. To, czego ci nie dałem, a czego pragnęłaś.
    Popłynęły jej łzy. Nie z bólu, smutku, cierpienia, jak to miała w zwyczaju. Po prostu ze szczęścia. Wiedziała, że Klaus dał jej kredyt zaufania. On po prostu wie, że jego siostra nigdy nie doprowadzi do tego, aby jego córce się coś stało. Pierwszy raz w życiu Rebekah naprawdę mogła to odczuć.           
    Wziąwszy dziecko na ręce, przyjrzała się mu dokładnie. Było bardzo podobne do swojej matki, choć oczy wskazywały jedno – z pewnością charakter dziewczynka odziedziczyła po ojcu. Patrzyła teraz na swoją ciocią z uśmiechem na ustach, biorąc rączki przed siebie i dotykając twarzy swojej towarzyszki. Rebekah z początku sposępniała, ale gdy zrozumiała, co ma ten gest oznaczać, na jej twarzy również ukazał się uśmiech, najserdeczniejszy, jaki tylko mógł być.
    – Jak ma na imię? – zapytała, nadal bacznie patrząc na swoją bratanicę.
    – Hope Mikaelson. Hope jak nadzieja. Jak nadzieja naszej rodziny.


*

Napisałam, choć myślałam, że będzie trudniej. Wiecie, początki zawsze są najgorsze. Powyższa akcja została zaczerpnięta z The Originals odc. 22, jednakże dialogi nie były kopiowane, są mojego autorstwa. No cóż, mam nadzieję, że się podoba, zapraszam do komentowania. :) Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz